piątek, 9 sierpnia 2013

Imagin z Louisem #3

Twoje życie to stos nieszczęść. Kiedy miałaś 7 lat straciłaś mamę. Bardzo ci jej
brakowało. Kilka dni temu twój tata spłonął w pożarze. Zostałaś sama. Całkiem sama. Postanowiłaś
wybrać się jeszcze raz na miejsce pożaru. Kiedy dotarłaś na miejsce, obeszłaś budynek dookoła. Niedaleko budynku coś leżało. Podeszłaś i podniosłaś rzecz. To była kartka, a raczej list:

Kochana córeczko 
[T.I]

Jeśli czytasz ten list ot ja już pewnie nie żyję. Twierdzę, że nie możesz 
mieszkać sama. W kopercie w której był list, masz pieniądze.
W Londynie mieszka twój przyjaciel z dzieciństwa Louis Tomlinson. Jedź do niego
on się Tobą zaopiekuje. Mieszka na Oxford Street 14.
                                                                                                                   
Kocham Cię, Tata.

Łza zakręciła ci się w oku, ale nie płakałaś. Postanowiłaś spełnić ostatnią prośbę ojca. Następnego dnia pojechałaś na lotnisko taksówką.
Po 20 minutach byłaś w samolocie do Londynu. Zastanawiałaś się kim jest ten Louis? Czy jest miły? Czy przyjmie cię do siebie?
Może on ma swoją rodzinę, a ty się do niego tak wprosisz, jak niewiadomo kto? Na tych rozmyśleniach minął ci cały lot.
Po kilku godzinach stewardesa ogłosiła, że za chwilę londyjemy. Wyszłaś z samolotu, poszłaś po bagaż i pojechałaś pod dom Louisa Tomlinsona. Wyszłaś z taksówki i i stanęłaś przed ogromnym domem, a raczej willą. Kiedy zobaczyłaś wspaniałą posiadłość zawachałaś się. Może to nie tutaj. Spojżałaś na kartkę z adresem, zgadzał się. Chwiejnym krokiem
podeszłaś do drzwi i trzęsącą się ręką wcisnęłaś guzik dzwonka. W drzwiach stanął przystojny,
wysoki brunet o niebieskich oczach.
T: Louis Tomlinson?
Lou: Tak.
Podałaś chłopakowi list od twojego ojca. On uważnie go przeczytał i dosłownie rzucił się rzeby cię przytulić.
Lou: [T.I], to naprawdę ty?! Tyle lat się nie widzieliśmy!
I natychmiast wróciły wszystkie wspomnienia. Louis twój przyjeciel z piaskownicy. Zawsze
byłiście razem, nierozłączni. I po tylu latach znowu się spotykacie.
T: Też sie stęskniłam, ale zaraz mnie udusisz.
Lou: Wejdź.
Weszłaś do pięknego holu. Louis zaprowadził się do salonu. Na skórzanej kanapie siedziało czterech chłopaków. Jeden w loczkach wylał właśnie sok pomarańczowy na koszulkę blondyna.
Lou: Chłopaki uspokójcie się!
Natychmiast wszyscy skupili spojrzenia na nas.
Lou: To jest moja dawna przyjaciółka [T.I.].
W: Cześć.
Lou: [T.I.] to są Harry, Liam, Niall i Zayn.
T: Hej.
Lou: To wy tu poczekajcie, a ty [T.I.] choć ze mną.
Louis zaprowadził cię do pokoju na pierwszym piętrze. Jego wnętrze było jasne przestronne, z wielkim łóżkiem.
Lou: To jest twój pokój [T.I.].
T: Dzięki.
Chłopak wyszedł i zostawił się samą. Zanim się rozpakowałaś nastał wieczór. Postanowiłaś wziąć prysznic. Wzięłaś swoje rzeczy i udałaś się do łazienki. Szybko się wykompałaś i wróciłaś do "swojego" pokoju. Myślałaś o Louisie.
Był wspaniały. Pamiętałaś go właśnie takiego z dzieciństwa. Był ruchliwy, nie bał się życia. Co innego ty, szara myszka,
woląca raczej zostawać niezauważona. Louis miał tendencje do pakowania się w tarapaty z których zawsze wyciągałaś go ty.
Ale to nie znaczy, że ty, nigdy nie miałaś problemów. Wiecznie wytykana palcami w szkole.
Był czas, że myślałaś o samobójstwie. I wtedy pomógł ci właśnie on, Louis. Znalazł cię płaczącą z przystawioną do nadgarstka
żyletką. Gdyby nie on pewnie byś już nie żyła. On zawsze stawał za tobą murem. Był dla ciebie jak starszy brat.
Myślałaś tak jeszcze chwilę o Louisie i zasnęłaś. Rano obudziły cię piękne zapachy. Szybko się ubrałaś
 i zeszłaś po szklanych schodach na dół. W kuchni był Louis.
T: Hej.
Lou: Hej.
T: Co robisz?
Lou: A co nie widać? Śniadanie.
Chłopak położył na stole dwie tace z jedzeniem. Musiałaś przyznać, świetnie gotował. Po skończonym posiłku poszliście do salonu.
Lou: No to co się stało, że zaszczyciłaś mnie swoją obecnością?
T: Tydzień temu mój tata spłonął w pożaże.
Lou: Bardzo mi przykro.
T: Zostawił mi tylko ten list w którym kazał się u ciebie zatrzynać. Teraz
nie mam już nikogo. Jestem sama, zupełnie sama.
Lou: Jak to sama a ja to co? Czekaj...Powiedziałaś zatrzymać się u mnie? Myślałem,
że zostaniesz już u mnie na stałe.
T: No tak jesteś jeszcze ty... Ale ja nie mogę u ciebie mieszkać w
nieskończoność.
Lou: A właśnie, że możesz, a raczej musisz bo ja cię stąd nie wypuszczę.
I właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek.
Lou: To pewnie chłopaki.
Chłopak wstał i poszedł otworzyć. Słyszałaś krótką wymianę zdań pomiędzy nimi, za chwilę w salonie pojawił się Niall.
N: Przejśnie dla niesamowitych One Direction.
H: I ich lidera, czyli mnie.
Lou: Chciałbyś.
Akurat w tej chwili trzymałaś w ręce poduszkę. Louis dał ci znak, i za chwilę w śliczną twarz Harrego trafiła poduszka.
Za chwilę Harry z zadziornym uśmieszkiem rzucił się na mnie i teraz to ja oberwałam poduszką.
Ale zaraz Harry leżał na podłodze od uderzenia Louisa. Walka na poduszki trwała jeszcze kilka minut,
bo w końcu się znęczyliście.
Li: To co teraz robimy.
Z: Gramy w butelkę.
W: Ok.
Louis przyniósł z kuchni butelkę.
H: To kto pierwszy kręci.
Lou: No raczej, że ja.
Louis energicznie zaręcił butelką, wypadło na ciebie.
Lou: Ok, to tak. Czy ja ci się podobam?
Na twarzy Louisa pojawił się zadziorny uśmieszek. Ciebie ogarnęło przerarzenie. No bo co miałaś mu powiedzieć?
"Tak Louis podobasz mi się i wiesz tak jakoś wyszło, że się w tobie zakochałam"? Nie to głupie, to bardzo głupie,
ale nie będę kłamać. Powiem prawdę.
T: Tak.
Spłonęłaś rumiecem, a na twarzy Louisa dostrzegłaś triumfalny uśniech.
Reszta gry jakoś ci umknęła. Cały czas byłaś skupiona na Louisie. Jego każdy ruch był tak bardzo idealny.
Tak bardzo go pragnęłaś, ale pomimo wszystko odnosiłaś wrażenie, że on nie czuje tego samego co ty.
Nie czuje...
W grze padły jeszcze pytania takie jak "Czy Niall poświęciłby sławę dla największych lodów świata?" lub
"Co by zrobił Harry gdyby musiał pożegnać się ze swoimi lokami?". Potem chłopaki
musieli spadać i znów zostałam tylko ja i Louis.
Lou: [T.I.] czy...ja...naprawdę ci się podobam?
T: Taak.
Lou: Muszę ci coś powiedzieć.
T: Co takiego?
Lou: [T.I]...bo...ja... myślę, że zakochałem się w tobie. Przez te dwa dni
uzależniłaś mnie od siebie. Od sposobu w jaki się uśmiechasz. Od
sposobu jak się poruszasz. Kiedy zobaczyłem cię wczoraj w drzwiach mojego
domu myślałem, że zobaczyłem anioła. Nie mógłbym żyć bez ciebie.
Bez twojej bliskości. Wiem, że ty tego nie odwzajemniasz. Chciałem tylko
żebyś wiedziała, że nie jesteś mi obojętna.
T: Louis... Skąd wiesz, że ja tego nie odwzajemniam.
Chłopak spojżał na ciebie ze zdiwieniam.
T: Tak Louis, kocham cię.
Louis szeroko się uśmiechnął.
Lou: W takim razie mam pytanie. Zostaniesz moją
dziewczyną i będziesz tylko moja.
T: To niestety niemożliwe.- zauważyłaś, ż Louis posmutniał.
Lou: Dlaczego?
T: Bo już jestem twoja głupku!
Uśmiech znów powrócił na twarz Louisa. Zbliżyliście się do siebie. Louis zaczął cię delikatnie całować, ale
szybko się to zmieniło. Zaczęłaś pogłębiać pocałunek. Tak bardzo prognęłaś poczyś słotki smak jego
ust. Louis zaniósł cię bo swojej sypialni gdzie zasnąliście w swoich oblęciach.
Obudziłaś się wtólona w nagi tors Louisa. Podniosłaś dłowę i zobaczyłaś uśmiechniętą twarz twojego od
kilkunastu godzin chłopaka.
Lou: Witaj, kochanie.
Myślałaś, że się przesłyszałaś "kochanie"? Jesteście za sobą niecały jeden dzień. Mimo
wszystko bardzo ci się to podobało.
T: Hej.
Lou: Jak się spało?
T: Dob...
Nie dokończyłaś przerwał ci dzwonek.
Lou: Co oni tu robią?! Mieli przyjść o 13:00.
Louis szybko wstał, ubrał się i zszedł do chłopaków. Ty również się przebrałaś i zaszłaś do chłopaków.
Lou: Co wy tu k***a robicie jest...
H: ...13:00.
Lou spojżał na zegarek. Rzeczywiście była 13:00.
T: Co się dzieje, skarbie?
N: Czy ja się nie przesłyszałem?
T i Lou: Nie.
Louis złapał cię w talii i delikatnie pocałował w policzek.
Li: To my może wpadniemy kiedy indziej.
Chłopaki ulotnili się. I znów jesteś sama z miłością twojego życia.
Lou: [T.I.] Kocham Cie, nawet nie wiesz jak bardzo.
T: Ja ciebie też Louis.
Louis wpił sie w twoje wargi z dziką namiętnością.



Bardzo serdecznie prosimy Directioners o komentarze.

3 komentarze: