środa, 29 stycznia 2014

Imagin z Zaynem +18

Hejka miśki! W końcu mi się udało i napisałam swój pierwszy imagin +18. 
A dedykuje go Majce. Nie oczekujcie nie wiadomo jakich cudów, bo ja dopiero zaczynam pisać imaginy, a ten w ogóle jest ciężki do napisania, więc bądźcie wyrozumiałe. I po raz kolejny strasznie was proszę KOMENTUJCIE!!!

~Paula~
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*oczami Zayna*

Usłyszałem weselne dzwony. Każdy pewnie kiedyś chciałby je usłyszeć. Oznaczałoby to, że znalazł osobę którą kocha i z którą byłby gotów związać się na wieki obietnicą. W zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i w nieszczęściu, w biedzie i w dostatku, to byłoby wtedy nieważne, liczyłaby się tylko ona , ta z którą chciałoby się zostać na zawsze. Ale to wcale nie jest takie proste. Szczęściarz ze mnie, pomyślicie. Znalazł swoją miłość, a teraz połączą się przysięgą małżeńską. Tak macie racje znalazłem tą jedyną, ale nie na nią czekam teraz przed ołtarzem. Tylko na Perrie Edwards. Wbrew wszystkim nie kocham jej. Nawet nie lubię. Żenie się z nią tylko dlatego, bo nasi tak chcą. Bo Perrie pochodzi z tak zwanego "dobrego domu", czyli po prostu ma mnóstwo kasy. To był jedyny powód, dla którego kazali zostawić mi moją [T.I.]. To ją kochałem i nadal kocham.
Boże, jak ja mogłem być takim idiotą! I dlaczego dociera to do mnie dopiero teraz!? Mogłem pojechać za nią kiedy wyjechała. Nie dać moim rodzicom mącić jej w głowie. A teraz, nie ma jej tu. I pewnie już jej nie zobaczę. 
Zobaczyłem moją przyszłą żonę idącą w moją stronę. Na jej twarzy gościł wielki uśmiech. Miała ma sobie białą suknię. Nie mogłem tak. Kochałem tylko [T.I.]. Perrie stanęła obok mnie i odwróciła się w moją stronę. Uśmiech który wcześniej uważałem za szczęście wyglądał teraz raczej podle, złowieszczo tak jakby zależało jej tylko na moich pieniądzach, co było prawdą. Czasem zastanawiałem się czy niektórzy ludzie w ogóle mają serce? Na przykład moi rodzice, rodzice Perrie i ona sama.Jeżelibyście widzieli ją w tym dniu, jej usta były wygięte w szyderczy uśmieszek. No w sumie dzięki swoim kochanym rodzicom wychodziła za mąż za największego gwiazdora wszech czasów. Czego ja się niby spodziewałem.
Ksiądz wypowiadał słowa przysięgi. to najlepszy moment. Już! TERAZ!
- Stop! - krzyknąłem i usłyszałem głębokie poruszenie wśród zgromadzonych ludzi. 
- Czy coś się stało synku? - zapytała "troskliwie" moja matka.
- Tak! Tak stało się! Małżeństwa powinno się zawierać tylko z miłości, prawda księże? - spytałem, jakby dla pewności.
- Owszem - usłyszałem w odpowiedzi lekko zachrypnięty głos.
- Więc ja nie mogę się z nią ożenić! - wskazałem palcem na Perrie. Zauważyłem lekkie zakłopotanie na jej twarzy i coś jakby radość. 
- Że co? Ale dlaczego?! - krzyczał mój ojciec.
- Bo to ustawka i wszyscy o tym dobrze wiemy! Nie kocham jej i nie poślubię jej tylko ze względu na to, że wy - tu wskazałem na moich i Perrie rodziców - tak chcecie! Kocham tylko i wyłącznie [T.I.]! - po ostatnim słowie wybiegłem co sił w nogach z kościoła. Odwróciłem się jeszcze i spojrzałem na moją niedoszłą małżonkę. Była oburzona i zdziwiona.
Jak strzała wparowałem do domu spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, wziąłem swój samochód i odjechałem zostawiając wszystko za sobą. Musiałem ją znaleźć. Moją kochaną i jedyną, [T.I.]. 
Nie miałem zamiaru wracać, przepraszać, ani nawet spojrzeć za siebie. Wiedziałem czego chce i co jest teraz dla mnie najważniejsze. [T.I.]. Tak to ona jest tą właściwą i tą wyjątkową, tą jedyną. To z nią chce się ożenić i mieć dzieci i dożyć starości.
I nagle mnie olśniło! Zayn ty idioto, nie masz jej aktualnego adresu! Zaraz, zaraz wydaje mi się, że kiedy wyjeżdżała zapisała mi adres w liście pożegnalnym. Zawsze nosiłem go w pudełku z resztkę perfum które zostawiła i lusterkiem. Często go czytałem i za każdym razem kiedy choćby trzymałem list w ręce, czułem wszechogarniającą nienawiść do moich rodziców, bo skoro naprawdę mnie kochali to czemu nie pozwolili mi być z osobą którą ja kocham i na której mi zależy? Czy oni naprawdę nie widzieli jak przez te 4 miesiące rozłąki umierałem z tęsknoty do niej. Do [T.I.]. Brakowało mi jej dotyku, spojrzenia, uśmiechów, pocałunków, a przede wszystkim miłości. Jej miłości i niczyjej innej. Potrzebowałem po prostu jej [T.I.]. 
List z zapisanym adresem ukochanej położyłem od strony pasażera. Z tego co wiedziałem było to jakieś 2 godziny drogi od miejsca w którym obecnie przebywałem. Przyspieszałem.
I znowu do mojej głowy jak fala wpłynęły myśli o ślubie. Na sali, gdzie mieliśmy się przenieść po uroczystości w kościele, miało być mnóstwo potraw wszelkiego rodzaju, kupionych za moje pieniądze, i jeszcze więcej odmian alkoholu, również za moje pieniądze. W sumie straciłem jakieś 100 tysięcy dolarów i oczywiście dowiedziałem się o tym dopiero po ich straceniu. Gości nie było wielu, bo rodzice chcieli zorganizować potajemny ślub. Nie dali zaprosić mi nawet idiotów, znaczy chłopaków z zespołu. Jakby się dowiedzieli to nie wiem jakbym im to wytłumaczył. Pewnie by mnie zabili.
Tak upłynęła mi większa połowa drogi. Najchętniej bym się nie zatrzymywał, ale mój żołądek dawał o sobie znać. W sumie mnie to nie zdziwiło, w końcu nic nie jadłem od rana. Na szczęście niedaleko była ulubiona knajpa Nialla, Nados. Zaparkowałem auto i wszedłem do środka. I... W życiu mnie uwierzycie kogo tam zastałem. Czterech debili, znaczy czwórkę moich przyjaciół. Odwrócili się w moją stronę i uśmiechnęli przyjaźnie.
- O kogo ja widzę? - przywitał mnie Louis.
- Hej - odpowiedziałem i przysiadłem się do nich. 
- Co cię tu sprowadza? - zapytał Harold.
- [T.I.].
- Ale jak, przecież ty chodzisz z Perrie!
- Tak, ale kocham [T.I.] ten związek z Perrie był ustawiony - wypaliłem.
- Co?! Ale jak... Wyglądaliście na szczęśliwych!
- Chyba ona, ale nie ja - i zacząłem im opowiadać o tym jak moi i Perrie rodzice ukartowali nasze małżeństwo. Oczywiście nie obyło się bez pytania "dlaczego nas nie zaprosiłeś?", ale wytłumaczyłam im, że niestety zabronili mi to zrobić, zrozumieli mnie. Za to ich lubiłem pomagali w każdej możliwej sytuacji i potrafili być wyrozumiali, mimo, że na co dzień zachowywali się jakby uciekli ze szpitala psychiatrycznego z sali gdzie stosuje się kaftany bezpieczeństwa.
- I co masz zamiar teraz zrobić?
- Znaleźć ją, [T.I.].
- I myślisz, że ci wybaczy? - spytał Lou
Nad tym nigdy się nie zastanawiałem. A co jeśli jednak mi nie wybaczy. Będzie zła, że ją zostawiłem. Ma powody, była zmuszona zostawić ukochaną, tak mi się wydaje, osobę, jak to jej wmawiali moi rodzice, dla mojego dobra. 
- Nie wiem tego - odpowiedziałem
- Jeżeli cię kocha, co wszyscy dobrze wiemy to zrozumie - wypowiedź Nialla trochę mnie uspokoiła. Spojrzałem na zegarek. O Boże! Siedzę już z nimi pół godziny!
- Chłopaki ja muszę lecieć. 
- Leć do niej, życzymy szczęścia - wybiegłem z lokalu i wparowałem do samochodu.
Z piskiem opon wyjechałem z parkingu. Teraz już bez zatrzymywania się pojechałem prosto do domu [T.I.]. Adres znalazłem bez większego problemu. Tak się spieszyłem, że prawie się wyglebałem na schodkach, ale to szczegół. Zadzwoniłem dzwonkiem i otworzyła mi bogini. Jeszcze piękniejsza niż kiedyś...


*oczami [T.I.]*

Szłam właśnie do kuchni, żeby się czegoś napić i nagle usłyszałam dzwonek. Otworzyłam drzwi i prawie się przewróciłam. Przede mną stał Zayn. Miałam wielką ochotę go uściska i pocałować, ale zaraz, co on tu w ogóle robi? Powinien mieć teraz ślub.
- Zayn? Co ty tu robisz? Powinieneś właśnie składać przysięgę przed ołtarzem.
- Wiem, ale przyjechałem tu, bo nie mogę się ożenić z kobietą której nie kocham - kiedy to mówił po moim policzku spłynęła samotna łza szczęścia.
- Och, Zayn kocham cię!
- Ja ciebie bardziej kochanie - rzuciliśmy się sobie na szyję. 
Wszedł do mojego mieszkania zdejmując zbędne dla niego okrycie, bo jak dla mnie to mógł po moim domu nago chodzić. Miał takie boskie ciało. Zawsze patrzenie na niego przyprawiało mnie o delikatny dreszcz. On był idealny, a co to tego, że go kocham nie miałam wątpliwości.
Moje retrospekcje przerwał nagły czuły pocałunek Zayna. Przyparł mnie swoim ciałem do ściany w salonie, a pocałunek szybko stał się namiętny i brutalny. Nawet nie wiem kiedy jego koszula znalazła się na podłodze w kącie pokoju.
- Zayn, co my robimy?
- Nie mam pojęcia, ale jeśli nie chcesz tego powiedz słowo, a przestanę. - zaczął całować mnie po obojczyku. Nie mogłam tego teraz przerwać. 
- Kochanie, jedno słowo i to przerwę, jeśli chcesz.
- Nie chcę tego przerywać skarbie, proszę cię kontynuuj. - Zayn zaczął zjeżdżać pocałunkami coraz niżej do moich piersi. Nagle przestał i zaczął mnie delikatnie unosić w górę. Domyśliłam się, że chcę zmienić miejsce. Korzystając z okazji oplotłam go nogami w pasie. Zaniósł mnie po schodach do sypialni. I tutaj skończyła się delikatność. Brutalnie rzucił mnie na łóżko. Sam wdrapał się na nie seksownie. Uwielbiałam go takiego, niesamowicie mnie wtedy podniecał. Słusznie wszyscy twierdzili, że jest typem badboy'a, bo kiedy przychodziło co do czego zachowywał się jak zwierze. I ta brutalność mnie najbardziej w nim pociągała.
Pochylił się nade mną i zaczął mnie całować i jednocześnie rozpinać guziki mojej koszuli. Jego krocze znajdowało się dokładnie na wysokości mojego. Zayn nigdy nie dawał mi przejmować inicjatywy, ale dzisiaj postanowiłam być niegrzeczna. Podniosłam biodra do góry ocierając się o jego męskość. Zajęczał mi w usta, a pourywane guziki mojej koszuli poleciały na podłogę.
- Nie rób tak więcej - seksownie przygryzłam wargę. 
W czasie jak to mówił zdążyłam zdjąć mu spodnie, które leżały teraz razem z moją koszulą na ziemi, niedaleko łóżka.
- Jak mam nie robić, skarbie? Tak? - ponowiłam ruch.
Zajęczał cicho nie przestając mnie całować, i poczułam rosnącą erekcje w jego bokserkach.
- Jeszcze raz, a obiecuje ci, że nie będziesz mogła chodzić przez miesiąc.- po jego minie widziałam, że nie żartuje.Podobało mi się to, więc uśmiechnęłam się uwodzicielsko. Po tylu miesiącach bez niego, pragnęłam go jak nigdy dotąd.
- Zaryzykuję. - i znów otarłam się o jego krocze. Ręce się pod nim ugięły. 
- Niegrzeczna dziewczynka - uśmiechnął się seksownie.
Zaczęłam bawić się jego penisem przez czarny materiał bokserek, lecz stwierdziłam, że jest on zbędny i ściągnęłam je. On nie pozostał mi dłużny, zdjął mój stanik i zaczął masować moje piersi. Jęczałam cicho, ale chyba to usłyszał, bo zaczął je całować, specjalnie omijając najczulsze miejsce. Cóż ostrzegał mnie. Bawiła go moja bezsilność. Mi jakoś nie było do śmiechu. W końcu spełnił moje żądanie. Całował mój brzuch, powoli zbliżając się do bioder i w końcu dochodząc do linii moich koronkowych bokserek. Białymi ząbkami zwinnie je ściągnął. Przejechał palcem po mojej kobiecości. Włożył we mnie dwa palce poruszając nimi rytmicznie. Doprowadzało mnie to do szału. Jęczałam głośno. Kiedy zaczęłam powoli dochodzić wyjął je pozostawiając u mnie niedosyt. Jeździł językiem naokoło mojego wejścia i przestawiał do niego swoją męskość. Bawił się mną. W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam zmienić pozycję. Teraz to on był na dole. Ujęłam jego penis w dłonie i zaczęłam poruszać nimi w górę i w dół. Najpierw powoli, ale potem przyspieszyłam. Słyszałam jego jęki, ale to mnie tylko motywowało do działania. Już miałam wziąć jego męskość do ust, kiedy Zayn przekręcił nas i znów byłam na dole.
- Oj, nieładnie, nie zapędziła się pani troszeczkę? - powiedział seksownym tenem.
- Nie, wydaje się panu. - oblizałam się.
Wtedy Zayn bez ostrzeżenia mocno we mnie wszedł. Znalazł to czego szukał, mój czuły punkt. Krzyknęłam tak głośno jak się dało. Bolało, ale zaraz ból zastąpiło uczycie przyjemności. Poruszał się wy mnie tak szybko ja się dało. Wpięłam paznokcie w jego plecy. Kiedy już prawie doszłam, zwolnił.
- Krzycz moje imię [T.I.]. - szepnął mi na ucho i znów momentalnie przyspieszył.
- Zayn! Zayn! Zayn! - krzyczałam najgłośniej jak mogłam.
Zayn pchał bardzo mocno i brutalnie. Czułam, że zaraz dojdę. Wykonał jeszcze kilka ostatnich pchnięć i doszliśmy razem, a nasze soki zmieszały się we mnie. Mój ukochany opadł na łóżko obok mnie. W powietrzu było czuć nasze zmęczone oddechy.
- Byłaś wspaniała! - szepnął.
- Ty też - i dałam mu przelotnego całusa w policzek. 
Zasnęliśmy w swoich objęciach.

***

Rano obudziły mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na Zayna, on też już nie spał najwyraźniej obudzony tym samym co ja. Szybko ubrałam się w bieliznę, bo nie miałam czasu włożyć czegoś innego. Zwlekliśmy się oboje za schodów. Ja miałam z tym większe trudności niż Zayn, bo czułam ból tam na dole.
- Mówiłem, że nie będziesz mogła chodzić - uśmiechał się do mnie głupio.
- Zamknij się! - dałam mu kusańca w bok.
Podeszliśmy do drzwi i zastaliśmy rodziców Zayna i Perrie! Myślałam, że zemdleje. Ukratkiem na niego spojrzałam. Wyglądał ma zaskoczonego i strasznie złego.
- Zayn! Co ty tu robisz, w samej bieliźnie?! I co tu robi ta dziewczyna?! I dlaczego ona też jest w bieliźnie i to jeszcze takiej skąpej?! - krzyczała matka Zayna, co jej to tego jaką ja noszę bieliznę i gdzie ją noszę, ja jestem u siebie.
- Przepraszam panią, ale to jest mój dom i nie życzę sobie, żeby mnie pani nachodziła! - odpowiedziałam zdenerwowana. Zauważyłam, że Perrie zaczęła iść w moją stronę.
- Ty suko! Nie masz co robić tylko odbierać innym narzeczonych?!- Wrzeszczała na mnie. Zrobiło mi się strasznie przykro, ale uratował mnie Zayn:
- Nie mów tak do niej, jest więcej warta niż wy wszyscy razem! - Wskazał na wszystkich zgromadzonych - A teraz żegnam! - zamknął im drzwi przed nosem.
- [T.I.] przepraszam cię za nich
- Nie martw się to nie twoja wina. - pocieszałam go.
Usłyszeliśmy kolejny dzwonek. Jak to znowu oni to nie wiem czy wytrzymam i czy ich nie zabiję. Zayn poszedł otworzyć. Do domu wbiegło czterech roześmianych idiotów, znaczy chłopaków. Gapili się na mnie jakby zobaczyli ducha.
- Hej, dawno się nie wydzieliśmy - przywitałam się.
- Heeejjj - odpowiedzieli chórem.
- Ej, ej, odwalcie się ona jest moja - zganił ich Zayn i natychmiast się ogarnęli. Pocałowałam delikatnie Zayna w usta i poszłam zrobić im coś do jedzenia. Robiłam im kanapki z nutellą i przypadkiem usłyszałam kawałek rozmowy.
- No to jak było? Opowiadaj! - dociekał Hazza.
- Fajnie.
- no wiem, że fajnie, bo darła się nieźle!
- Skąd wy to w ogóle wiecie?!
- No wiesz my wcale nie staliśmy wczoraj wieczorem pod oknem sypialni [T.I.], wcale!
- Debile, ja was kiedyś zabiję!
Zachichotałam i wróciłam do przyrządzania kanapek.



3 komentarze:

  1. Nie wierzę że to twój pierwszy +18 zajebisty najlepszy jaki kiedykolwiek czytałam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku świetny!! Nie mogę uwierzyć że to był twój pierwszy +18!! Koniec z chłopakami świetny. Chłopcy jakby uciekli z psychiatryka z sali z kaftanem bezpieczeństwa! To mnie rozwaliło!!
    E xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosz jakie super ! Zróbcie jeszcze +18 ale z Niall'em ! błagam cię ! jesteś super ! <3

    OdpowiedzUsuń