wtorek, 15 kwietnia 2014

Imagin z Louisem #17

Hej! :D Znalazłam chwilkę czasu i na szybkiego napisałam ten imagin. Ostrzegam będzie smutny.Nawet bardzo smutny. I proszę was komentujcie!!!

~Paula

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Louis, błagam cię zostań - powiedziałam stojąc w drzwiach sypialni i  bezradnie patrząc jak pakuje swoje ubrania do walizek - Louis, proszę!
Pozostawał obojętny ma moje prośby, ma moje łzy, na mój krzyk. Ze spokojem pakował idealnie poskładane w kostkę ubrania. Zbiegłam do kuchni siadając na parapecie okna. Wybuchłam kolejną falą płaczu. Odchodziłeś i miałeś już nigdy nie wrócić. Straciłam cię już na zawsze. Poczułam twój ciepły oddech na szyi. Odwróciłam się w twoją stronę. Wyraz twojej twarzy pozostawał niewzruszony.
- [T.I.]...
- Idź już! - powiedziałam to wbrew sobie. 
Pragnęłam żebyś został. Ale było za późno. Wyszedłeś pospiesznie z naszego domu, który teraz należał tylko do mnie. Zostawiłeś mnie tam płaczącą, ze złamanym sercem.


***

Minęły dwa dni odkąd cię nie ma. Nie mogę się pozbierać. Wzięłam urlop w pracy i zastanawiałam się czy się nie zwolnić. Odchodząc zabrałeś ze sobą moje serce bez którego nie mogłam długo żyć. Byłam wrakiem człowieka. Nie jadłam, nie piłam, nie spałam. Praktycznie nie wstawałam z łóżka. Nie miałam po co. Bez ciebie nic nie miało już sensu.

***

Czas spędzony bez ciebie to udręka. Na pewno straciłam wiele kilogramów, ale to się teraz nie liczyło. Nie odczytywałam wiadomości i odrzucałam wszystkie połączenia, nawet te od ciebie. Dlaczego? Bo nie przynosiły mi one szczęścia. Pisałeś je z litości nade mną, a nie z miłości. I to bolało najbardziej. Żyłam ze świadomością, że ty jesteś teraz pewnie szczęśliwy, a ja powoli staję się cieniem, bezowocnie szukającym sensu swojego istnienia.

***

Cieszę się, że mnie teraz nie widzisz. Potargane włosy i rozmyty przez łzy makijaż. Oto do czego doprowadziłeś. Czuję, że umieram. Jezus wytrzymał bez jedzenia 40 dni. Ja po 15 nie mogę dać sobie już rady. Wszystko jest jasne. Nie umieram przez brak pożywienia. Umieram z miłości. Tej głupiej, cholernej miłości do ciebie. Czytam w gazecie o twoim kolejnym romansie. Moje serce rozpryskuje się na miliony kawałeczków, które tylko ty jesteś w stanie połączyć na nowo w jedną całość. 

***

Ktoś by pomyślał, że to co robię i sposób w jaki się zachowuję są absurdalne. Ale dla mnie to nie jest wcale absurd. Nie można ułożyć sobie życia, kiedy brakuje osoby dzięki której chcesz nadal robić to co robisz. Która zawsze cię wspiera i podnosi na duchu. A mi, właśnie teraz brakuje tej osoby. Ciebie. Mojego sensu istnienia. Ale wiem, że ty nie wrócisz. Już nigdy.

***

Postanowiłam to skończyć. Wyjęłam z szafki przy łóżku żyletkę. W skupieniu patrzyłam jak z poziomych linii powoli sączy się czerwona ciecz. Usłyszałam trzask drzwi. Wbiegłeś do mojej sypialni. Ze strachem na twarzy podbiegłeś do mnie. Chwyciłeś za telefon i zadzwoniłeś po karetkę.
- [T.I.] wszystko będzie dobrze! Proszę cię nie opuszczaj mnie! - krzyczał. Zaczęłam widzieć mroczki przed oczami. Wiedziałam, że nie zdążą mnie uratować. To był koniec. Zobaczyłam łzy spływające swobodnie po jego policzkach.
- [T.I.] jak ja mogłem cię zostawić?! Jestem pieprzonym idiotą! - przeklinał się. Zaczęłam żałować tego wszystkiego. Nie chciałam teraz umierać. Nie kiedy on wrócił. Ale było już za późno. Zdążyłam jedynie wychrypieć:
- Kocham Cię, Louis. - i straciłam przytomność. Nie obudziłam się już nigdy więcej. Rozdzieliła nas śmierć. Ale już wkrótce znów mieliśmy się zobaczyć. I pozostać razem na wieki...







1 komentarz:

  1. To jest.... boskie.
    Popłakałam się, a rzadko mi się to zdrza przy imaginach...

    OdpowiedzUsuń